Jeszcze całkiem niedawno osoby zatrudnione w niektórych branżach (administracja publiczna, oświata) mogły być pewne stałości zatrudnienia. I najczęściej ludzie pracowali na jednym stanowisku, w jednym dziale aż do emerytury (pokolenie naszych dziadków, może nawet rodziców). W j. polskim mamy nawet na to określenie: „ciepła posadka”, czyli dająca stałą, choć często niezbyt wygórowaną pensję, niewielkie ryzyko zwolnienia, dodatkowe przywileje i świadczenia socjalne.
Światowy kryzys pokazał, jak poczucie zawodowej stabilizacji, bezpieczeństwa jest dla wielu ludzi ważne. Okazało się bowiem, że w dużych miastach, jak np. Warszawa, Katowice, zaczęło przybywać chętnych nawet na nisko płatne stanowiska urzędnicze.
Jednak, przyglądając się zachodzącym zmianom (a zachodzą one stale), słuchając i czytając o historiach różnych ludzi (w tym wielu moich znajomych), mogę stwierdzić, że dziś nie ma już czegoś takiego, jak „pewna praca”. I lepiej, żebyśmy byli tego świadomi.
M.Sikorski w swoim artykule opublikowanym w „Wirtualnej Polsce” (link-tutaj) podaje przykład firmy „Enron”, która zwalniała ludzi po to, by trzymać ich w strachu i móc dyktować warunki.
Obecnie, w związku z oszczędnościami, do zwolnienia jest do 10% urzędników. Ze względu na niż demograficzny w szkołach nauczyciele albo tracą pracę, albo mają niepełne etaty. Jeśli do czynników gospodarczych dołączymy szerzący się w takich instytucjach nepotyzm, kumoterstwo itp., to tak naprawdę żaden pracownik nie może czuć się pewnie.
Ktoś może zapytać: co w takim razie mam zrobić, aby nie obudzić się z wypowiedzeniem w ręku? Moja odpowiedź: przygotować się do zmian.
Ale to już temat na oddzielny post... :)
A propos powyższego postu: artykuł opublikowany na onecie 01.12.2011: Gminy zwalniają urzędników
A propos powyższego postu: artykuł opublikowany na onecie 01.12.2011: Gminy zwalniają urzędników
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz