wtorek, 15 kwietnia 2014

Dlaczego nie ułatwiać wygranej?

Na początku kilka zastrzeżeń związanych z tematem: teza ("Nie ułatwiać wygranej") zależy od sytuacji i graczy (wieku, możliwości itp.). Inspiracją do tego postu stały się rozgrywki w grach planszowych z moimi dziećmi. Każde z nich w inny sposób reagowało na przegraną: płaczem, pretensjami, zmianą reguł w trakcie gry, czy pogodzeniem się z wynikiem. Cóż, kiedy były małe, pozwalałam im wygrywać, żeby doświadczyły smaku sukcesu, co miało jasne (radość i uśmiech malucha - bezcenne), jak i ciemne strony (przyzwyczajały się do miłych odczuć, rosło w nich przekonanie, że są naprawdę dobrzy). Gdy były coraz starsze, poprzeczka się podnosiła, a one bardzo kiepsko znosiły przegraną. Smutne było to, że nawet sama gra i dobra zabawa przestawała je cieszyć. Mimo to nie rezygnowałam z nowej strategii. Wygrane zdarzały się rzadziej, ale były cenniejsze, a i mój podziw dla zwiększających się umiejętności graczy rósł. Aktualnie moje dzieci same chętnie proponują grę i lepiej znoszą przegraną. 

Przekładając tę sytuację na inne relacje - czasem mądrzej jest nie udzielić pomocy niż pomagać głupio. Pomaganie komuś, kto nic nie robi we własnej sprawie (np. spora grupa bezrobotnych, którym nie opłaca się pracować), jest bardzo szkodliwe, bo utrwala jego przekonanie o własnej niemocy, a u udzielającego powoduje frustrację i w dalszej kolejności zniechęcenie, kiedy pomoc okazuje się zmarnowaniem sił i środków. Nie buduje też wewnętrznej siły potrzebującego i poczucia, że coś może/wie/potrafi. Dlatego sztuką jest mądrze pomagać. Ba, czasem chodzi o to, by NIE pomagać, co jest nawet chyba trudniejsze.