poniedziałek, 23 grudnia 2013

W mijającym 2013 r. dokonałam wielu zmian i generalnie upłynął mi pod znakiem porządków zawodowych. Przekonałam się, że cały proces poprzedzający podjęcie ostatecznej decyzji może być bardzo trudny i bolesny. Wyzwolenie przynosi dopiero jasne powiedzenie "tak" lub "nie". Doświadczyłam w tym procesie strachu, który chwyta za gardło, euforii związanej z nadzieją na lepsze oraz życzliwych uwag typu: "Zastanów się, co ty robisz!", "Może jeszcze wytrzymasz?", czy: "Pomyśl o dzieciach!". Większość tych uwag - mimo niewątpliwie dobrych intencji - sprowadzało się do tego, by siedzieć cicho i nie ryzykować.
Podjęłam jednak decyzje wbrew tym dobrym radom. Na razie jestem zadowolona. Okazało się, że pokonanie własnych lęków związanych ze zmianą, zmierzenie się ze sceptycyzmem, a niekiedy nawet z potępieniem ze strony innych, było dla mnie bardzo odświeżające i wzmocniło mnie. Zobaczyłam, że nie brakuje mi odwagi, by dokonywać takich wyborów i być w zgodzie ze sobą. 
W nowy rok wkraczam pewniejsza i bardziej świadoma siebie.
I na ten nowy - 2014 rok życzę moim Czytelnikom mądrych, świadomych wyborów oraz odwagi w ich dokonywaniu. 
Niech  w Waszym życiu dokona się to, co dobre.
Aneta


poniedziałek, 18 listopada 2013

Gra pozorów w internecie i obrzucanie błotem

Gdyby ktoś nas zapytał wprost, czy oceniamy innych po pozorach, wielu z oburzeniem by zaprzeczyło. Różne badania dotyczące chociażby pierwszego wrażenia, mowy ciała i doświadczenie pokazują jednak coś przeciwnego: oczywiście, że oceniamy - po wyglądzie, po samochodzie, po sposobie spędzania wakacji, po ilości "lajków" na Facebooku...
Ktoś, kto odwiedza mój blog po raz pierwszy, może uznać, że budzi niewielkie zainteresowanie i szukać informacji/rozrywki (czy czego tam jeszcze) gdzie indziej. To fakt, niewiele osób się wypowiada w komentarzach, inaczej sprawa wygląda ze statystykami. Ale też nie powstał dla taniego poklasku ani w celach komercyjnych, więc na razie nie widzę powodu, dla którego to miejsce miałoby przestać istnieć. :) 
Nie inaczej ma się sprawa z wydawaniem ocen co do osoby na podstawie kilku zdań opublikowanych w internecie. Cenię sobie możliwość wyrażania opinii, ba - często decyduję się zabrać głos, żeby wziąć pod uwagę inny punkt widzenia albo dostrzec luki w swoim rozumowaniu. Zakładam bowiem, że mogę się mylić, ale nie przekonam się o tym, dopóki tego nie wyrażę i nie dostanę informacji zwrotnej. Warunkiem powodzenia takiej akcji (przez 'powodzenie' rozumiem tutaj możliwość skonfrontowania z odmiennym podejściem lub potwierdzenie własnej wiedzy, co skutkuje poszerzeniem swoich horyzontów i/lub utwierdzanie się w poglądach) jest MERYTORYCZNOŚĆ. 
Co do większości polityków, to już straciłam nadzieję. Jednak są osoby, z którymi - jak uważam - można nawiązać merytoryczną dyskusję. Niestety, czasem na nadziei się kończy. Nie wiem, co jest przyczyną, że niektórzy wolą brnąć w bezpodstawne oskarżenia, szkalowanie i obrzucanie się błotem. Jedyne wytłumaczenie, to problemy psychologiczne takiej osoby i może jakieś traumatyczne doświadczenia... (Zainteresowanym taką forma komunikacji podpowiem, że na Golden Line jest otwarty wątek pt. "Mordopranie".)
Tytuły naukowe, szanowane powszechnie miejsca pracy, epatowanie przywiązaniem do wartości katolickich poprzez walenie krzyżem po głowach, stosowanie nowomowy, ilość lajków, oskarżenia nie poparte dowodami itp. nie robią na mnie wrażenia. Ująć mnie i zaimponować mi może tylko człowiek ze swoim światem, słabościami i atutami, doświadczeniem, ciekawymi poglądami czy zainteresowaniami. Dotarcie do tego, takie "zajrzenie pod podszewkę" wymaga czasu i wysiłku. Jednak wiem, że warto. I nawet nie szkoda mi na to czasu. Reszta, czyli to, co wymieniłam ma początku, jest tylko lansem, blichtrem, malowaną wydmuszką i nie kosztuje wiele wysiłku w przeciwieństwie do poznania i zrozumienia innego sposobu myślenia poprzez chociażby klaryfikowanie, doprecyzowanie wypowiedzi i odpowiadanie na zadane pytanie, a nie na to, co mamy w głowie. 
Niniejszym postem - mam nadzieję - wyraziłam wprost, jak chcę być traktowana w sieci i jak staram się traktować innych. Jeśli ktoś uważa, że moje deklaracje rozmijają się z praktyką, proszę o dowody. 
Inspiracją do tego postu były komentarze w dyskusji, w której ostatnio brałam udział, gdzie - zakwalifikowana jako oszustka, naciągaczka i kłamczucha - znalazłam się w doborowym towarzystwie "buca" i pani, która została wsadzona do jednego worka z trenerami-szołmenami, self-made-menami i hurra-jesteśmynajlepsi. Biję się w piersi: pokusa odpłacenia pięknym za nadobne była ogromna. Ale nie uległam. Zamiast tego wolałam napisać ten post u siebie, nawet jeśli nie dostanę "lajków". :)
Zapraszam do merytorycznej dyskusji.
Dla przypomnienia załączam link do zasad dobrego zachowania w internecie - netykieta

niedziela, 27 października 2013

Droga do kariery

Niegdyś byłam pewna, że do sukcesu i celu prowadzi tylko jedna droga. Wystarczy ją znaleźć, skoncentrować się i można osiągnąć to, czego się pragnie.
Dziś, po różnych doświadczeniach i wielu rozmowach, dochodzę do wniosku, że nie ma jednej słusznej drogi. "Też mi odkrycie!" - stwierdzą niektórzy. Dla mnie, owszem, jest to odkrycie; ba! oświecenie nawet. :) 
Co mnie doprowadziło do takiej "mądrości"? Moi klienci. Jako doradca zawodowy i edukacyjny mam okazję poznawać wiele dorosłych osób - ich marzenia, pomysły, możliwości i ograniczenia (chociażby zdrowotne). Niektórzy wyraźnie wiedzą, czego chcą, inni ledwie widzą jakieś światełko, a jeszcze inni pogubili się i nie wiedzą, gdzie iść. Do każdego podchodzę indywidualnie, bo tylko takie podejście - w zgodzie z nimi - da szanse na sukces rozumiany za każdym razem inaczej. Mówiąc metaforycznie "idę tam, gdzie prowadzi mnie droga", czyli klient. Tak naprawdę, to on zabiera mnie w podróż w głąb i pozwala odkryć siebie. Nie jest łatwo obecnie być młodym człowiekiem. Osoby 18+, z którymi rozmawiam, już martwią się o karierę zawodową; niektórzy czują się zniechęceni i myślą o wyjeździe za granicę, gdzie można chociaż zarobić przyzwoite pieniądze. Mam dla nich dobrą wiadomość: praca jest! Jest też "ale" - ale może nie taka, jaką sobie wymyśliliście i której kurczowo się trzymacie. Może do Waszej dobrej (cokolwiek to dla Was znaczy) pracy prowadzą inne drogi? 
Poniżej przykładowa droga do pracy

Każdy ma swój tor...


niedziela, 22 września 2013

Jest nadzieja! Refleksja po warsztatach dla studentów

W sobotę, 21. września, miałam przyjemność poprowadzić na zasadzie pro publico bono warsztaty dla studentek pedagogiki wczesnoszkolnej. Praca z dziewczynami pokazała mi, że:

  1. to nie jest "stracone/przegrane pokolenie", jak wyrokują media; uczestniczki przeznaczyły sobotnie przedpołudnie na własny rozwój, chociaż równie dobrze mogłyby dłużej pospać;
  2. do oświaty mają szanse wejść osoby, którym zależy, chcą być dobrymi nauczycielami;
  3. ich otwartość i zaangażowanie dodało mi energii i wzmocniło przekonanie, że warto robić takie "akcje", bo jest dla kogo;
  4. te warsztaty trwały za krótko i albo trzeba zorganizować kolejne, albo wydłużyć czas trwania. :)
Dziękuję, Dziewczyny!

Kilka migawek z naszego spotkania




wtorek, 3 września 2013

Życie bez szkoły

Odeszłam z zawodu nauczyciela. Wczorajsze rozpoczęcie roku szkolnego zainaugurowało u mnie nowy rozdział. Przyczyn takiej decyzji było kilka: brak godzin nauczania w szkole, w której pracowałam, pękająca w szwach biurokracja, która sprawiała, że miałam coraz mniej czasu dla uczniów na rzeczywistą pracę, a coraz dłużej siedziałam nad korowodem papierów, chociaż nie do tego zostałam zatrudniona, wymysły różnych "mądrych głów" co do wymagań, zadań itp. bez równoczesnego wsparcia merytorycznego i finansowego szkół (patrz: sześciolatki) i z kilku jeszcze innych powodów, o których w tym momencie nie chcę się wypowiadać, bo nadal robi mi się niedobrze na samą myśl.
Nadszedł czas na zmianę. Mimo że przygotowywałam się do tej decyzji dość długo, to wyjście z "budżetówki" na wolny rynek pracy wiąże się z lękiem ("Czy dam radę?"), ale też podekscytowaniem (nowe wyzwania i możliwości, brak uwiązania etatem). No i tęsknię za kontaktem z moimi uczniami, za tymi łobuzami szczególnie...
Jak sobie poradzę, okaże się pewnie za jakiś czas. 
Tymczasem próbuję zorganizować swoje życie zawodowe na nowo: szukam nowej pracy, odświeżam swoje dokumenty aplikacyjne, doradzam, szkolę i nawet jakiś biznesplan się pisze... 

"Dwie drogi rozchodziły się w żółtym lesie.
Żal, że nie mogłem przebyć obu -
- Samotny Wędrowiec, którego w świat niesie.
Wpatrywałem się w pierwszą, stojąc u jej progu,
Jak skręca w oddali i w poszyciu znika.

Wybrałem tę drugą, gdyż chęć nieodparta
Słuszność decyzji motywowała,
Jakby chciała być przeze mnie przetarta,
Choć od pierwszej się nie odróżniała, 
A obie były wytyczone.

Tamtego ranka wyglądały na podobne.
Nie było śladów żadnego człowieka.
Na pierwszą powrócę - rzuciłem na odchodne,
Wiedząc, jak droga potrafi być daleka.
Wątpiłem jednak, czy powinienem powrócić.

Nieraz mnie to wspomnienie poniesie,
Gdy będę rozważał drogę obraną.
Dwie drogi rozchodziły się w lesie.
A ja? Obrałem tę mniej uczęszczaną.
I to właśnie wszystko odmieniło.
/R. Frost "Droga"/


I wybrałam... 




środa, 21 sierpnia 2013

O wsparciu

Są chwile, kiedy potrzebuję wsparcia. Każdy z nas go czasem potrzebuje. I zauważyłam, że niewiele osób potrafi go udzielić tak, aby spełniło swoje zadanie. Generalnie ludzie radzą sobie z sytuacją na kilka różnych sposobów:

  • "A nie mówiła(e)m ..." - w sumie stawianie zarzutu, że nie słuchaliśmy, więc teraz sami sobie jesteśmy winni; często wywołuje poczucie winy;
  • "Powinnaś/Powinieneś..." - dawanie rad; taka postawa podobnie jak w pierwszym przypadku, podkreśla "lepszość" radzącego;
  • "Olej to!" - to też rada, tyle, że od cwaniaka, który niczym się nie przejmuje, nami prawdopodobnie też;
  • "To była zła decyzja" - prosty, jasny i ... oceniający komunikat; na pewno nam się po nim nie polepszy. :(
Po wysłuchaniu tych mądrości czujemy się gorzej niż przed. Jak więc reagować, kiedy mamy do czynienia z kimś, kto się z czymś zmaga? Nie ma tu jednej recepty. Wiele zależy od osoby i sytuacji, które trzeba wziąć pod uwagę. Poniżej to, co na mnie działa:
  • mocne przytulenie w ciszy przez mojego męża,
  • przewałkowanie i rozebranie tematu na części pierwsze z przyjaciółką połączone z próbą racjonalnego znalezienia źródła problemu,
  • praca fizyczna, najlepiej ciężka, taka, po której odechciewa się myśleć; warto jednak pamiętać, że to tylko tymczasowe znieczulenie,
  • drobny, miły i bezinteresowny gest od kogokolwiek (najlepiej się sprawdza osoba, która nie ma pojęcia, co przeżywam).
Oczywiście, dobrze jest, kiedy wszystkie ww. punkty zadziałają razem w krótkim odstępie czasu. Ale każdy z osobna często wystarcza. Wtedy czuję, jakby promień słońca wpadał przez brudną szybę. 
Wspieranie innych to umiejętność, której można się nauczyć. Potrzebuje jednak uważności i słuchania.


niedziela, 9 czerwca 2013

Moai i ikigai

Jest słoneczne niedzielne przedpołudnie. Właśnie wróciłam ze spaceru z mężem po lesie. Czuję jeszcze zapach wilgotnej ziemi. Zaraz stanę do kolejnych zadań, które niesie dzień... Wiem, że jestem na dobrej drodze. Może jedynie mijane na leśnej drodze buki sprawiły, że tęsknię za Bieszczadami. 
Moai i ikigai.
Moai - to - według tradycji japońskiej - bliskie "od serca" osoby, które towarzyszą nam w życiu; są dla nas wsparciem. Ikigai - to "powód, dla którego warto rano wstać z łóżka". Te dwie rzeczy podobno mają nam gwarantować długowieczność. Nie wiem, czy tak jest, ale takie podejście w przeżywaniu dnia i życia wydaje mi się mądre. Osoby, które są nam bliskie, "załatwiają" w oczywisty i niewymuszony sposób problem samotności i tego, co się z tym wiąże. Przyczyna, dla której chce nam się wstać rano, to motywacja do działania i nadzieja, że warto coś zrobić. 
Moai i ikigai.

PS. Inspiracją dla tego posta był artykuł "Nieśmiertelni chodzą piechotą" ("Wysokie Obcasy" nr 23 z 08.czerwca 2013 r.) - link do fragm.artykułu

Autor zdj.: A. Matyjaszek

piątek, 3 maja 2013

Kiedy relacja się kończy...

Kiedy z kimś rozmawiam, bardzo często (zawsze?) sedno dotyczy relacji: przyjacielskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, z szefem, do pieniędzy itd. To jest to, wokół czego kręci się nasz emocjonalny świat. Nieustannie określamy się w relacji do innych. I jest to też źródło naszej samooceny.
Kilka razy niedawno usłyszałam smutne historie o zakończeniu wieloletnich przyjaźni. W wielkim skrócie można ująć, że głównie z powodu utraty zaufania. I jednocześnie - z powodu braku komunikacji w ogóle albo z braku efektywnej komunikacji. Brak chęci porozumienia najczęściej przekreśla szanse na kontynuowanie zażyłej relacji, bo - jak mówi przysłowie - "w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz". Utrata kogoś tak bliskiego, z kim budowało się coś przez wiele lat, bardzo boli. Sprawia też, że stajemy się ostrożniejsi, bardziej podejrzliwi w stosunku do innych. Trudno się dziwić - zostaliśmy zranieni, a niektóre rany goją się długo i z trudem. Jednak, jeśli chcemy się rozwijać, iść naprzód, dobrze przyjrzeć się temu, co się stało, kiedy emocje nieco opadną. Poczułam się urażona, bo ktoś rzeczywiście nadużył mojego zaufania (i np. wyjawił jakiś sekret), czy zostało urażone mojego ego (bo np. przyjaciółka mnie nie przeprosiła)? Może warto zapytać, jak inni widzą tę sytuację? 
Lubię porównywać emocje do zasłony dymnej, bo bardzo często pełnią taką rolę. Wtedy ktoś, kto potrafi spojrzeć na sytuację z boku, nieuwikłany w to wszystko, jest bardzo cenny - może dostrzec to, czego sami nie widzimy. Możemy próbować sami złapać taki dystans - jest to trudne, ale nie niemożliwe. Wymaga jednak treningu. 
Takie podejście ułatwi nam oddzielenie ziarna od plew - tego, co się faktycznie stało od naszej interpretacji zdarzeń i podjęcie decyzji o zawalczeniu o tę relację lub rezygnację z niej.
Na początek maja - życzę dobrych wyborów. :)

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Po konferencji

W sobotę, 20.04., miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji zorganizowanej przez studentów Politechniki Gdańskiej "NetVision". Rzecz o nowych technologiach przede wszystkim, ale wiedza przydatna również w innych dziedzinach. To była rzadka okazja wysłuchania praktyków biznesu, co to z nie jednego pieca chleb jedli. Szczególnie podobało mi się wystąpienie Karola Zielińskiego (CEO w PayLane). Miałam  możliwość porozmawiać z nim chwilę po spotkaniu. Konkretny, realista, mówiący nie o tym, jak zarobić milion w miesiąc czy rok, ale o zagrożeniach czyhających na nasze "wspaniałe" pomysły. Zajrzałam na jego stronę na Facebooku - ciekawie i inspirująco. Funkcjonuje od niedawna, ale mam nadzieję, że Karol będzie kontynuował wpisy. link
Drugim hitem było dla mnie wystąpienie Alexa. Miałam okazję już wcześniej go poznać, także poprzez lekturę jego blogu. link Pokazał inną jakość szkolenia - poprzez praktyczne sytuacje i ćwiczenia. Ze swadą i humorem odpowiadał na pytania słuchaczy. To był bardzo dobry czas...
Po co to piszę? Ano żeby zachęcić osoby, które tutaj trafiają, do udziału w tego typu przedsięwzięciach (nie zniechęcajcie się sześcioma godzinami w pociągu!), bo może to być świetna okazja do:

  1. poznania nowych ludzi - innych niż nasi starzy, dobrzy znajomi;
  2. dostępu do praktycznej, często eksperckiej wiedzy
  3. ćwiczeń w nawiązywaniu kontaktów.

czwartek, 7 marca 2013

Tylko dla kobiet - pierwsze zmarszczki

Dzisiaj rano podczas porannej toalety zobaczyłam po raz pierwszy wyraźne zmarszczki w kącikach oczu. Sprawdzałam dwa razy. Poczułam się DOJRZAŁĄ kobietą. Te kilka kresek na twarzy odczułam jako pierwszy stopień wtajemniczenia La Que Sabe - Tej Która Wie. To znak mojego doświadczenia i - mam nadzieję - coraz większej mądrości, a także pogodzenia się ze sobą, zrozumienia samej siebie. Nie załamały mnie; nie mam zamiaru ich ukrywać. To dla mnie owoc dojrzałości, który jest wynikiem samoświadomości.
Dobrze się złożyło z tym Dniem Kobiet...

piątek, 22 lutego 2013

Najważniejsze to... mieć święty spokój?

Temat "świętego spokoju" wraca do mnie coraz częściej, jakby dopominał się o swoje... Mam wrażenie, że to cel życiowy coraz większej liczby osób.
W pracy unikamy konfliktów w imię "świętego spokoju", dla niego rezygnujemy z asertywności, ulegamy dzieciom, godzimy się na 'mniej' lub 'gorzej'. Bożek naszych czasów...
Kiedy już zrobimy wiele, aby go zadowolić, co dostajemy w zamian? Gdy już zgodzimy się na byle co, ulegniemy, czy osiągamy nasz cel?
Okazuje się, że nasze bóstwo jest nienasycone. I kiedy już wydaje się, że zadowoliliśmy wszystkich oprócz siebie, przychodzi kolejny dzień, nowe sytuacje, choć często ci sami ludzie wokół, i domagają się od nas kolejnej ofiary. A my po raz kolejny liczymy, że tym razem się uda. Ale Święty Spokój nadal jest nienasycony...
Przyznam, że nie potrafię tego zjawiska zdefiniować. Nie zależy mi na nim i nie poświęcam się dla niego, chociaż lubię od czasu do czasu pobyć sama. Lubię, gdy wokół dużo się dzieje i cieszę się ze swojej asertywności. Nie karmię tego bóstwa. Jednak dostrzegam dążenie do niego wielu osób wokół mnie.
Nie rozumiem tylko, dlaczego ma on być "święty"...

sobota, 12 stycznia 2013

Dla zestresowanych

Rozmawiamy o nim bardzo często, jeśli nawet nie wprost, to przewija się między wierszami. Żyjemy szybko i lubimy to, co instant. 
Temat pojawia się w moich rozmowach z różnymi ludźmi na tyle często, że postanowiłam napisać kilka słów o tym zjawisku. 
Jakiś czas temu przeżywałam bardzo trudny czas w moim życiu zawodowym. Stres był ewidentny. Ale uświadomiłam sobie na jaką skalę, kiedy poczułam się tak, jakbym przechodziła zawał serca. Do tego bezsenność, gonitwa myśli itp. Ponieważ nie lubię siedzieć z założonymi rękami i czekać aż coś się zmieni, zdecydowałam, że zrobię porządek ze swoim zdrowiem. Popytałam, poczytałam, pomyślałam i podjęłam decyzję o długim urlopie, podczas którego zajmę się sobą. Podjęłam więc naukę na studiach podyplomowych, gdzie poznałam interesujących ludzi, zaczęłam trenować kung fu i tai chi, zajmowałam się domem i dziećmi. Dogrzebałam się do swoich pragnień i potrzeb. I... się uspokoiłam wewnętrznie. Świat znów nabrał barw; przypomniałam sobie, że mieszkam w pięknym miejscu, gdzie jest mi dobrze. 
Niedawno znalazłam swoją notatkę nt. form radzenia sobie ze stresem. W dużym skrócie: według Klausa i Bailey'a, żeby go zmniejszyć, warto zadbać o 3 podstawowe aspekty:

  • trening fizyczny,
  • trening pedagogiczny,
  • trening psychologiczny.
Intuicyjnie zastosowałam ww. formy i mogę powiedzieć, że zadziałało. Warto je praktykować na bieżąco, bo wtedy mamy szanse uniknąć poważnych zdrowotnych skutków.


Osoby zainteresowane tematem odsyłam też do artykułu tutaj