niedziela, 10 czerwca 2012

Kto na kogo ma czekać?

Są takie kraje, gdzie spokojnie wszystko może być "maniana", a opóźnienia nikogo nie denerwują. Wiele spotkanych przeze mnie osób próbowało mnie przekonać, że my - Polacy -  również należymy do tego grona. Tylko takie podejście nie wynika u nas najczęściej z luźnego podejścia do czasu. Raczej z braku szacunku i arogancji. Spotkałam się z tym w różnych sytuacjach: codziennych, jak również na szkoleniach i studiach podyplomowych (najostrzejszy przypadek dotyczył Pani, która miała poprowadzić zajęcia z zarządzania czasem i sporo się spóźniła). Rozumiem, że każdemu może się zdarzyć. Ale, według mnie, to dziwna sytuacja, kiedy taki spóźnialski oczekuje akceptacji tego stanu! Jakoś nie mogę się na to zgodzić. Tym bardziej, że - mimo wielu obowiązków - staram się być i robić różne rzeczy na czas. Nie mam zamiaru godzić się też na takie traktowanie i udawanie, że nic się nie stało, kiedy ktoś każe mi czekać na siebie zbyt długo. Kiedy czytam takie teksty, jak wypowiedź jakiejś kierowniczki w lokalnej gazecie:
"W Multikinie przyznają, że seanse rozpoczęły się po godzinie 23, bo pracownicy czekali, aż wszyscy uczestnicy zajmą miejsca w salach.
– Zależało nam, aby każdy miał możliwość obejrzenia filmu od początku i nie był zmuszony do szukania wolnego miejsca po ciemku – tłumaczy pani kierownik."
to  widzę spore braki w szacunku dla dobrego klienta, który stawił się na czas z biletem w ręku. Jak słyszę o czymś takim, to nawet nie jest mi żal, że niektóre firmy upadają, a ludzie tracą pracę. Więcej: uważam, że to dobrze, kiedy "niewidzialna ręka wolnego rynku" eliminuje takich graczy. W życiu osobistym staram się eliminować osoby z takim podejściem lub przynajmniej ograniczać kontakty. Jeśli ktoś nie szanuje mojego czasu, znajomość z nim traci na wartości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz