sobota, 24 marca 2012

Droga do mistrzostwa - prawda o sobie

Czy - kiedy bierzesz do ręki jakąś książkę, czytasz coś - odczuwasz przyspieszone bicie serca, szybszy oddech, drżenie rąk, nie możesz się doczekać kolejnej strony, informacji? To może być znak, że dotykasz czegoś ważnego dla siebie. Jeśli coś w Tobie krzyczy: "Ja też tak chcę!" albo czujesz smutek, że nie udało Ci się czegoś osiągnąć - zatrzymaj się nad tym zanim Twój umysł zacznie Ci podsuwać wszystkie "ale" i szukać coraz więcej wymówek. To ważny moment - chwila prawdy o sobie, chwila inspiracji, może rodzenia się nowego pomysłu. To czas, kiedy czujesz, że życie nie kończy się na codziennych żmudnych obowiązkach i "poświęcaniu" czasu rodzinie. Zostaliśmy stworzeni do czegoś więcej. Mamy w sobie pierwiastek kreatywności, który domaga się realizacji, choć - bardzo często - jest spychany na margines. Potrzeba kreatywności, zwłaszcza kiedy jesteśmy uzdolnieni w jakiejś dziedzinie, rodzi w nas pasję, która z kolei wynika z zachwytu. To jest miejsce na silne emocje i chęć doskonalenia. W ten sposób często wkraczamy na drogę ku mistrzostwu, choć tego nawet nie dostrzegamy. Schodzimy z niej łatwo - bo już nam się "znudziło". Dzieje się tak w momencie, kiedy euforia opada i przychodzi czas na konsekwencję. 
Niedawno na treningu instruktor zapytał nas, kim jest mistrz. On sam nie uważa się za takiego, mimo że sam trenuje i uczy innych już 30 lat. Ktoś odpowiedział, że to osoba, która realizując gotowy przepis, dodaje coś od siebie - tworzy nową jakość; nie jest jedynie odtwórcą. Mistrz to ktoś, kto łączy dużą, wszechstronną wiedzę z doświadczeniem; potrafi odnieść elementy, zasady swojej dziedziny do życiowego kontekstu i nadać im uniwersalny charakter. Ma głębszy wgląd w to, co świat nam przynosi. Ale mistrz bez uczniów traci swój status. Potrzebuje więc tych, co będą podążać za nim. Mistrzostwo więc to raczej rodzaj przywództwa duchowego niż fizycznego, materialnego, czy "stanowiskowego". 
Obecnie rzadko używa się tego słowa w kontekście konkretnej osoby. Częściej mamy do czynienia z "mentorem" i "mentoringiem", który łączy elementy ww. Jednak dziś nie jest łatwo znaleźć dla siebie dobrego mentora, a mistrza tym bardziej. Słowa z wiersza T. Różewicza pt. "Ocalony": "Szukam nauczyciela i mistrza" nadal odbijają się głuchym echem...

3 komentarze:

  1. Po publikacji tego wpisu przyszło mi do głowy jeszcze jedno: czy można być mistrzem "od wszystkiego", tak całościowo? A może mistrzem można być tylko w jakiejś dziedzinie (zawodzie, umiejętnościach)?

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak się zastanawiam, czy "poświęcanie" czasu rodzinie nie może stać się mistrzostwem, czy "to" musi kojarzyć się ze znużeniem itp, a nie z twórczością i entuzjazmem-przecież członkowie Twojej rodziny to też ludzie-parafrazując Korczaka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, Anonimowy.
    A czy "poświęcanie się" kojarzy Ci się z twórczością i entuzjazmem? Bo mi nie. Raczej z trudem, żalem, że z czegoś trzeba zrezygnować. Dlatego użyłam tego słowa. Natomiast bycie razem z bliskimi, wspólne spędzanie czasu, budowanie fajnych relacji jest kreatywne i może dać wiele satysfakcji. Ale bez "cierpienia dla dobra...". Wolę się cieszyć ludźmi niż poświęcać się dla nich. (Wyjątkiem może być sprawa, w której rozstrzyga się życie lub śmierć).
    Pytasz, czy "'poświęcanie' czasu rodzinie nie może stać się mistrzostwem". Według mnie, nie tyle chodzi o mistrzostwo w poświęcaniu czasu, co raczej w jakości, sposobie spędzania go. Wtedy to ma sens. Znam ludzi, którzy bardzo wiele czasu spędzają z dziećmi, siedząc do nich tyłem, za to przodem do monitora.I niewiele z tego wynika dla wspólnych relacji.

    OdpowiedzUsuń