Będąc osobą od jedzenia, picia, sprzątania i dbania o wygodę biorących udział i prowadzącej, byłam zaskoczona tym, że wszystko szło jak po maśle: pojawiające się problemy były na bieżąco rozwiązywane, z kimkolwiek nie rozmawiałam - bez trudności udawało się załatwić to, co trzeba. Ciekawe, że taki obrót spraw budził we mnie podejrzenie o to, że o czymś zapomniałam, czegoś nie dopatrzyłam. Odetchnęłam dopiero, kiedy okazało się, że obiad możemy zjeść tylko za pomocą... małych plastikowych łyżeczek.
Jako uczestnik przekonałam się o kilku rzeczach:
- że pisanie jest sztuką (zwłaszcza ładne) oraz że każda litera ma swój charakterek ("S" okazało się najbardziej wredne);
- że podczas kaligrafowania wychodzą na wierzch różne nasze narowy, tj. brak cierpliwości (bo w pracy często załatwiamy rzeczy na wczoraj), brak koncentracji, a także skłonność do kantów (moja literka "h" długo nie chciała być zaokrąglona) oraz zdobień, zawijasów;
- że przyjemniej jest pisać stalówką i tuszem niż długopisem;
- że wiele lat temu odejście od ćwiczeń kaligraficznych w szkołach było błędem.
Uczestniczki podczas swojej pracy.
Było super !!! Plastikowe łyżeczki nie przeszkadzały. Rzeczywiście "S" najgorsze ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Gdyni.
Ala