środa, 12 grudnia 2018

Nawet strajk powinien być projektem


Nie tak dawno usłyszeliśmy o strajku "żółtych kamizelek" we Francji przeciw rosnącym kosztom utrzymania. Efekt - prezydent Macron obiecał ulżyć niedoli swych rodaków. U nas protestowali policjanci, którzy -  idąc na masowe zwolnienia lekarskie - zażądali 1000 zł podwyżek i powrotu wcześniejszych przywilejów. Skutek - dostali to, co chcieli. Teraz dołączają kolejne grupy zawodowe, m.in. rolnicy, którzy też chcą wystąpić w żółtych kamizelkach i nauczyciele, którzy - tak jak policjanci - chcą iść na zwolnienia lekarskie, żeby dostawać o 1000 zł więcej.
                Nie chcę wchodzić w dyskusję, kto i jakie ma racje. Zauważam jedynie bezmyślne naśladowanie  tych, którzy wymusili ustępstwa przez tych, którym od lat się to nie udaje. Może przyczyna leży w tym, że za punkt wyjścia biorą przekonanie: "Skoro tamtym się udało, to nam też może". Kopiując formy nacisku i postulaty (dlaczego akurat o 1000 zł, a nie np. o 900 lub 1100 ma być zwiększona pensja, to pewnie i najstarsi górale nie wiedzą), liczą, że uzyskają takie same efekty. Ale niestety, proszę Państwa, każdy zawód ma swoją specyfikę, wymaga innych predyspozycji i kompetencji, ma inne uwarunkowania prawne.  Nie zadziała tu proste przełożenie 1:1. Być może narażę się niektórym, ale dla mnie takie strajkowanie jest po prostu żenujące. W związku z tym na tego typu protesty się nie piszę. Powiecie: "Ale zarabiać więcej byś chciała!" Pewnie. Kto by nie chciał? Jednak jako osoba, która ma doświadczenie biznesowe i niegdyś pełniąca obowiązki dyrektora, nie zgadzam się na wynagradzanie według socjalistycznej zasady "wszystkim po równo", ponieważ uważam, że nie każdy ma taką samą pracę i nie każdy wykonuje swoją dobrze.
                Niemniej jednak mam pomysł, jak zastrajkować skutecznie. Najlepiej potraktować tę formę pilnowania swoich interesów, jak projekt: określić przede wszystkim cele strategiczne i operacyjne, zaplanować działania marketingowe, zadbać o dobrą komunikację wśród zainteresowanych osób, zaplanować budżet (tak, tak... znaczki z napisem "strajkuję" też kosztują), no i do tego dopasować formę - wybrać taką, która przyniesie pożądane efekty. W tak zaplanowanym strajku to i ja wzięłabym udział, bo widać by było, że to przemyślana sprawa i ma "ręce i nogi". Zagrzewanie do protestu hasłem: "Zjednoczmy się tam na dole!" jakoś mnie nie przekonuje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz