Kilka książek piętrzących się na
półce i czekających na swój czas wreszcie się doczekało. Ustalanie priorytetów
w tej dziedzinie nie ma sensu, bo biorę do ręki to, co akurat mi się spodoba
lub ma np. ciekawą okładkę.
W ten sposób, dzięki zielonej
obwolucie z pięknym żółtym kotem autorstwa A. Pągowskiego, kilka ostatnich
wieczorów zajmowała mnie lektura „Pocieszek” K. Grocholi. Książka w swej
istocie lekka, łatwa i przyjemna, choć – jak chce Wydawca – zawierająca również
opowieści „pełne wdzięku i humoru”, „do czytania w kółko”, „dowcipne, mądre,
przynoszące otuchę”.
Bohaterką jest sama Autorka,
która przedstawia swoje historyjki z życia wzięte, i w których do złudzenia
przypomina roztrzepaną, uczuciową i wrażliwą Judytę z jej bestselerowej
powieści pt.„Nigdy w życiu”.
Dowiedziałam się z tych
felietonów o problemach dnia codziennego Autorki, o tym, jak próbuje sobie
wypracować lepszy stosunek do świata, o jej miłości do psów i zwierząt w ogóle,
o tym, jak nawet wmasowanie odżywki do włosów w plecy może pomóc na ból, jeśli
masz przekonanie, że pomaga na plecy itp. Każdy tekst zamknięty mniej lub bardziej
błyskotliwą puentą. Sympatyczny obraz sympatycznej pani.
Przeczytałam całą książkę od
deski do deski. Przede wszystkim dlatego, że nie lubię zaczynać i nie kończyć. Potem zaczęłam się zastanawiać, o czym jest ta książka. I mam jakieś
niejasne poczucie, że o niczym ważnym. Pani musiała coś napisać, to i napisała.
Jak dla mnie, wymuszone są te „mądre” opowieści… i – Szanowny Wydawco – raczej
nie nadają się do czytania w kółko. Raz całkowicie wystarczy.
Jak powinny być napisane
felietony, żeby mi się podobały? Oto przepis Wydawcy:
Jedna łyżeczka przenikliwości, szczypta humoru, porcja bezpośredniego języka, pół szklanki życzliwości. Nie dodawać pokory! Przyprawić na ostro! Efekt: niezwykłe felietony Doroty Terakowskiej, pełne ciepła i życiowej mądrości. Podawać natychmiast! (Od Wydawcy: Smakuje każdemu!)
Na szczęście mam w swojej domowej
biblioteczce cienką książkę z felietonami D. Terakowskiej pt. „Dobry adres to
człowiek”. Jak już sobie poczytałam te 358 stron o niczym K. Grocholi, to
szybko zaaplikowałam sobie 64 strony tekstów D. Terakowskiej. (Wydawca ten sam - Wydawnictwo Literackie.) Tutaj również
przeczytałam o ukochanych zwierzakach, pozytywnym stosunku Autorki do świata. I
po raz kolejny skończyłam ją z żalem, że tak szybko, że nie przeczytam już jej
nowych tekstów, nie popatrzę na świat jej oczami. Bo to mądra kobieta była. I
potrafiła pisać o czymś, co dawało do myślenia, zostawiało jakiś ślad. Jej słowa były przemyślane i precyzyjne; dają wrażenie, że autorka wie, po co pisze i do czego zmierza. Podążałam za nią z przyjemnością.
Na szczęście książkę K. Grocholi
pożyczyłam, więc nie będzie mi zajmować miejsca na półce. Za to felietony
Terakowskiej będą czekać na kolejny swój czas.
Piotr, w tym wypadku zdecydowanie tak. :)
OdpowiedzUsuń