czwartek, 13 grudnia 2012

Przedświątecznie - o dawaniu i przyjmowaniu

W powietrzu aż iskrzy od pytań typu "Co mam jej/mu kupić pod choinkę?!". Próbujemy odgadnąć pragnienia bliskich i zmieścić to jednocześnie w naszych granicach finansowych. Przyjmujemy różne strategie: 

  1. pytamy wprost o to, jakich prezentów nasi krewni oczekują; 
  2. intensywnie dedukujemy, wykonując karkołomne operacje myślowe ("W zeszłym roku ucieszyła się z odkurzacza, to może w tym roku kupię jakieś ekstra bezpyłowe, bezkurzowe worki?"); 
  3. kupujemy to, co zwykle (np. żelazny zestaw dla panów: skarpetki, dezodorant, koszulę i krawat);
  4. robimy listę rzeczy, które chcielibyśmy dostać (gdzie nr "1" oznacza najwyższy priorytet);
  5. umawiamy się na jakąś kwotę, za którą każdy kupuje sobie coś, co chce.
Taaak,  obdarowywanie się to bardzo sympatyczny zwyczaj... Ale męczący może być bardzo.

Z moich obserwacji wynika, że najtrudniej kupić coś sensownego dzieciom. Wydaje się, że zabawek, słodyczy i innych atrakcji jest mnóstwo. Ale problem nie leży w braku wyboru. Coraz częściej słyszę od znajomych, którzy są ciociami, wujkami itp., że wybór prezentu dla jakiegoś ukochanego szkraba jest dla nich bardzo frustrujący. Dlaczego? "Bo on/ona już wszystko ma!" Rodzice, dziadkowie dwoją się i troją, aby spełniać, nawet bez okazji, wszystkie zachcianki ukochanych latorośli. 
Można powiedzieć, że zaczynamy cierpieć z powodu nadmiaru. Mało znam dzieci, które bardzo pragną przez dłuższy czas jakiejś rzeczy. Nie jest im dane zaznać tego, jak to jest, kiedy czegoś bardzo się pragnie, bo wystarczy powiedzieć o tym babci, czy dziadkowi, a wydadzą ostatni grosz, żeby zaspokoić kolejną zachciankę, żeby dziecku niczego nie brakowało. Dobra, które otaczają kogoś takiego, nie kosztują wiele wysiłku, ale też są niewiele warte.
Wbrew tezie, że rozwój bierze się z dostatku, sądzę, że jest inaczej: rozwój bierze się z niedostatku, braku. Taki stan generuje nasze pragnienia, stymuluje marzenia i często motywuje.
Czy to znaczy, że najlepiej nie kupować żadnych prezentów? Zdecydowanie nie o to chodzi. To, co napisałam wyżej, prowadzi mnie do wniosku, że najlepszą strategią jest wsłuchać się w to, czego pragną bliscy nam ludzie, oddzielić ziarno od plew, czyli zachcianki od marzeń i potrzeb i dopiero tak przygotowanym wybrać się na "prezentowe" zakupy. Może czasem wystarczy wypisać i ozdobić karnecik na specjalny czas z mamą i tatą lub kimś bliskim do wykorzystania?
Jeśli mimo takiego podejścia, wręczymy lub dostaniemy coś nietrafionego, to potraktujmy to jako zadanie ze sfery rozwoju osobistego: uśmiechnijmy się szeroko i z serca podziękujmy za ten dowód pamięci i troski. Bo cokolwiek otrzymujemy, jest to dar. A każdy dar to zachęta do radości ze wspólnego przebywania i pamiętania o sobie, niezależnie jaką przyjmuje formę.


Zamiast komentarza: filmik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz