"Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci"Te słowa wypowiedziało już miliony ludzi na świecie. Ale - jak dowodzą rosnące statystyki rozwodowe - niewielu udaje się dotrzymać tej przysięgi. Na początku zapewne wszyscy wierzą, że właśnie takie będzie ich małżeńskie życie - wypełnione miłością, wiernością i prawdą. Często jednak okazuje się, że w gruncie rzeczy te wspaniałe cnoty są oczekiwaniami w stosunku do drugiej strony, których w dodatku nie ma ochoty spełnić.
Od wielu lat pracuję z parami, ludźmi, którzy przygotowują się do ślubu. I -choć w ciągu ostatnich liku lat widzę zmiany na lepsze - wiele osób nie zdaje sobie sprawy, co dla nich oznaczają słowa przysięgi. Mają jedynie mgliste pojęcie, które można streścić w zdaniu: "A potem żyli długo i szczęśliwie". Konkretów, pomysłów na to szczęście brak. Nie dotyczy to, niestety, młodych ludzi. Wtedy mogłabym uznać, że to wynik niedojrzałości. Często jednak taka sytuacja ma miejsce w przypadku osób, które są ze sobą długo, mają dzieci. Za każdym razem zdumiewa mnie beztroska i pochopność w składaniu takich wiążących deklaracji. I to nawet nie jest kwestia dojrzałości. Raczej bezmyślności. Takie osoby często tłumaczą się brakiem czasu; nie mają możliwości zatrzymać się i pomyśleć o swojej przyszłości, oczekiwaniach. "Wie Pani, jak to jest: praca-dom, praca-dom. Na nic innego nie mam już siły" - słyszę. Nie; nie wiem, jak to jest. Kiedy mam podjąć jakąś ważną, życiową decyzję, biorę kartkę, długopis i rozważam wszystkie "za" i "przeciw". W trudnych, kryzysowych momentach mogę wrócić do tych zapisków. Nawet, jak się okazuje, że podjęłam błędną decyzję, to przekonuję się, że była ona mądra (bo przemyślana) na miarę tamtego czasu i mojego poznania. Wiem, ze warto poświęcić czas na to.
Obecnie za mocno - moim zdaniem - promuje się podejście "idź za głosem serca". Takie impulsy są potrzebne i ważne. Ale największe znaczenia mają na początku, żeby coś zacząć, ruszyć siedzenie z miejsca. Niestety, nie na długo to wystarcza. Potem jest pole dla naszej racjonalności, planowania i decydowania. Te impulsy, to nasze emocje. One też są potrzebne i dobre, dodają kolorów naszym doświadczeniom. Ale wystarczająco wiele razy przekonałam się, że są "zasłoną dymną". Mądrym zachowaniem jest poczekać aż kurz opadnie. Wtedy możemy zobaczyć rzeczy wyraźniej i podjąć lepsze decyzje. Ma to ogromne znaczenie w przypadku decyzji o małżeństwie, szczególnie, że często oznacza to w konsekwencji dzieci i kredyt(y). Podejście "bo my się kochamy", to jedynie dobry początek do budowania poważniejszej relacji. Ale to za mało, by wytrwać razem wiele lat i tworzyć satysfakcjonujący związek.
Dobrze mieć świadomość, co dla mnie osobiście kryje się pod słowami przysięgi małżeńskiej. Czy tak samo rozumiemy wierność, uczciwość małżeńską? Własne przemyślenia mogą być początkiem ciekawej dyskusji.
Może słowa ślubowania, które znalazłam w książce J. Santorskiego "Ludzie przeciwko ludziom", lepiej oddają istotę małżeńskiej relacji?
"Biorę cię za męża (żonę), abyś mnie zadowalał(a), ale i frustrowała; byś wyczuwał(a) mnie i rozumiał(a), ale i nie dostrzegał(a) moich uczuć i punktu widzenia; byś cieszył(a) się, że jestem tym, kim jestem i nie narzucał(a) mi co mam robić, a czego nie; byś szanował(a) mnie i drwił(a) ze mnie [no, w każdym razie nie przy ludziach]; byś był(a) wobec mnie pobłażliwy(a), ale i wymagający(a), czasem egoistyczny(a), czasem nadmiernie troskliwy(a); byś był(a) nieustępliwy(a) i sprawiedliwy(a), dumny(a) i pokorny(a). Każde dobre doświadczenie, ale i nieporozumienie, i trudności będę traktować jako lekcję, którą mi zadajesz, abym się rozwijał(a) i będę ci za nią dziękować.A najpilniejszym(ą) uczniem (uczennicą) będę na lekcjach czułości, miłości i radości wspólnego życia"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz