poniedziałek, 27 czerwca 2011

O tym, co przywożę z podróży

Dwa miesiące przerwy na moim blogu. I to nie wakacyjnej. Wręcz przeciwnie. Miałam ostatnio masę pracy - mniej lub bardziej pożytecznej. Udało mi się też odwiedzić Tatry i Zakopane. Nie byłam tam od czasów studiów. Samo miasto - rozczarowało: zadeptane, hałaśliwe z McDonald'sem i innymi współczesnymi wynalazkami. Próżno szukać na Krupówkach jakiegoś folkloru, tzw. lokalnego kolorytu. Chciałam poczuć przedwojennego ducha tego miejsca. Na szczęście w kilku miejscach ma się dobrze i udało mi się tego dokonać.
Szwendając się po mieście, nie mogłam oprzeć się porównaniom do Buska Zdroju, które odwiedziłam w zeszłym roku. Urok małego prowincjonalnego miasteczka zrobił na mnie wrażenie. Nie wynikał on jednak z obecności jakichś zabytków. Raczej z rozmów z ludźmi, których spotkałam. Jak do tej pory, nigdzie indziej nie dostałam książki o Wojtku Bellonie wyciągniętej spod...butelek wódki i nie dostałam tak osobistej i sympatycznej rozmowy na temat jakiegokolwiek twórcy. Książka o nim nie jest dziełem sztuki. Zajmuje jednak na mojej półce miejsce szczególne ze względu na ludzi, których dzięki niej spotkałam.
I to jest to, co przywożę z różnych podróży - książki i rozmowy, które zostawiają we mnie jakiś ślad.

4 komentarze:

  1. Lokalny koloryt? A nie szukałaś przypadkiem skansenu? Przecież to żywe miasto. Czym żyje dzisiaj można sprawdzić czytając internetowe wydanie Tygodnika Podhalańskiego. Zestaw to z jakimś wydaniem Głosu Pomorza - niewiele różnic znajdziesz. To może o tych miejscach, które jednak zachwycają. Zróbmy tu ranking zakopiańskich (z przyległościami) hitów. Na początek rzucam na stół Kalatówki z Pustelnią Brata Alberta (za „być dobrym jak chleb”, no i był tam początek drogi, mojej drogi), Cmentarz (sic!) na Pęksowym Brzyzku (i obok dom Sióstr Felicjanek, które były dla mnie bardzo wyrozumiałe i cierpliwe), Teatr Witkacego (za teatralną pracę w duchu reformatorów teatru przełomu XIX i XX w.), Redykołka (z oczywistych powodów, Chata Zbójnicka także godna uwagi), Koliba (bo zaprojektował ojciec Witkacego, no i wymyślił im styl zakopiański, tak jak Przerwa-Tetmajer legendy – i dzisiaj już nikt nie pamięta co z tradycji, a co z Tetmajera, tak się jakoś wymieszało), herba (za szczególną proporcję, która zawsze wracała mnie światu: 40+60%), bundz (bo pyszny i znakomicie reguluje cholesterol ;-) , no i jeszcze kilka osobliwości, a przede wszystkim LUDZIE!
    Z podróży przywożę tylko zdjęcia, dużo zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy,
    nie szukałam skansenu, ale też nie chciałam widzieć, doświadczyć tego, co widzę na co dzień (mówię o Krupówkach). Piszesz: "Czym żyje dzisiaj można sprawdzić czytając internetowe wydanie Tygodnika Podhalańskiego. Zestaw to z jakimś wydaniem Głosu Pomorza - niewiele różnic znajdziesz". No właśnie. Nie jadę jednak do miasta o niesamowitej historii (o czym dalej wspominasz w swoim rankingu), żeby zobaczyć, że "niewiele jest różnic"! I jak najbardziej zgadzam się z Tobą odnośnie Twojego przedostatniego zdania. Dla mnie nieważne są "kamienie", ale ludzie, których spotykam.
    PS. Nie odnoszę tego do samych Tatr, bo - jak dla mnie to osobna kategoria miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaką "nieamowitą historię" ma Zakopane? Zdaje się, że świat usłyszał o nim w XIX wieku (koniec XIX, przełom wieków i XX-lecie). Mieszkam w mieście, które ma kościół z XIV wieku i gotyckie bramy z XV - to jest historia! Domyślam się, że dzisiaj w Zakopanem przeszkadza nam chyba to samo, tzn. homogenizacja tego miasta i środowiska. Małe wymieszane z wielkim i dokładnie przemielone. Spektakle Teatru Witkacego i farsa z pogrzebem Witkacego, oscypek i łoscypek, fluorescencyjna Matka Boska i młodzi rzeźbiarze od Kenara, Małec Ciche i "ludzkie tramwaje" na popularnych szlakach, kościoły w Białce Tatrzańskiej - obok siebie; pierwszy z połowy XVIII w., drewniany, wypełniony zabytkami sztuki ludowej, drugi już bardzo XX-wieczny. I tak można by mnożyć, ale mimo wszystko będę tam jeździł, bo kocham to miejsce. "Filozofię po góralsku" Tischnera pewnie znasz ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozwól, że dla mnie będzie to niesamowita historia.
    Podoba mi się, jak ująłeś to, co nam przeszkadza w Zakopanem. Zgadzam się tutaj z Tobą całkowicie.
    Do tej pory za każdym razem z dużym sentymentem myślałam o tym mieście. Teraz jednak ciągnie mnie w inne strony: gdzie ludzi mniej, miejsca bardziej dzikie (bo chyba bardziej zaniedbane), ze starymi cerkwiskami i bez całej tej tzw. infrastruktury. Mam tu na myśli Bieszczady. Byłam tam w zeszłym roku i...wpadłam po uszy. I dziś tęsknię. Jak pies.
    Myślę, że to, że gdzieś jeździmy chętniej, to bardzo subiektywna sprawa. Mnie potrzeba bujnej, dzikiej przyrody, wysiłku fizycznego i oczywiście dobrego, choć niedużego towarzystwa.

    OdpowiedzUsuń