niedziela, 27 lutego 2011

Szkodliwość mitu o dwóch połówkach

Scena 1.: Spotykają się chłopak z dziewczyną. Zakochują się i nie wyobrażają sobie życia oddzielnie. Marzą o szczęśliwym małżeństwie i rodzinie. W dniu ślubu nie mają wątpliwości, że będą "żyli długo i szczęśliwie".
Scena 2.: Praca-dom, praca-dom, praca-dom...
Scena 3.: Mężczyzna z kobietą spotykają się w sądzie. Znudzony i obojętny lub zdegustowany sędzia orzeka rozwód z powodu "niezgodności charakterów". Koniec bajki.
To oczywiście ogromny skrót. Ale taki scenariusz zdarzeń ma miejsce bardzo często. Zbyt często. Statystyki wskazują, że rozwodzi się coraz więcej par. Jak podaje GUS, najczęstszą przyczyną rozwodów (45% przypadków) jest właśnie niezgodność charakterów małżonków. I na tym polega ironia losu. Wchodzimy w intymne relacje, bierzemy ślub, ponieważ odkrywamy w drugiej osobie to, czego nam brakuje, co nas dopełnia. Różnice wydają się tak pociągające! Po czym z tego samego powodu rozstajemy się, bo różnice okazują się nie do pogodzenia. Co się zmieniło? W większości przypadków sądzimy, że zakochanie, emocjonalne podejście do miłości wystarczy do szczęścia, a różnice to nasze atuty. W miarę upływu czasu zmienia się jednak perspektywa.
 I życiowa porażka gotowa. Problem tkwi, według mnie, w błędnych założeniach. Po pierwsze: że miłość wystarczy i nie trzeba już nic robić, starać się ( w dodatku zaczynając od siebie), pielęgnować relację.
Po drugie: wiara, że jest nam pisana tylko jedna osoba, z którą będziemy naprawdę szczęśliwi.
Co do pierwszego założenia - sprawa wydaje się oczywista: trzeba się starać, bo z miłością jest jak z rośliną, którą trzeba pielęgnować. Jeśli zaś chodzi o drugie: jest błędne, ponieważ wyklucza coś, za co ludzie są w stanie oddać życie - przekonanie, dar bycia wolnym człowiekiem, a więc z możliwością dokonywania wolnego, swobodnego wyboru. Bycie skazanym na jedną osobę na świecie zaprzecza temu. Nie jest tak, że tylko jeden człowiek spośród wszystkich żyjących na Ziemi jest dla nas odpowiedni. To tylko złudzenie, które może nas drogo kosztować. Wolność wyboru w dziedzinie relacji oznacza m.in., że kilka (kilkanaście, kilkaset?) osób może być dla nas świetnymi partnerami. I wybierając kogoś na współmałżonka tylko dlatego, że aktualnie nie ma na horyzoncie nikogo równie lub bardziej atrakcyjnego, ryzykujemy. Jednak z jakichś powodów wybieramy konkretną osobę. Odpowiedź na pytanie "dlaczego ją/jego wybieram?" może zrobić znaczącą różnicę w naszym życiu.
Nie jesteśmy "skazani" na siebie. Takie świadome podejście nie generuje również lęku ("A co, jak się mylę i to nie jest ta jedyna/jedyny?").
Pewien człowiek opowiadał na spotkaniu, w którym uczestniczyłam, że był na plaży ze swoją żoną, która w pewnym momencie zauważyła, że zerka on na opalającą się niedaleko laskę w skąpym bikini. Jak można się domyślić, zareagowała nerwowo (żona, nie laska:). Na co on odparł: "Kochanie, to jest naprawdę piękna kobieta. Ale to ciebie wybrałem i wybieram na żonę". To się nazywa świadomy wybór!
Takie podejście to jednak dopiero początek pracy. Ale to bardzo dobre podejście.
Swoją drogą to ciekawe, że tyle osób jest przekonana o słuszności takiego podejścia (tzn. istnienia drugiej połówki gdzieś w świecie). Być może, kiedy sypie się relacja, łatwiej stwierdzić: "To nie była moja druga połowa" niż: "Nie udało się, bo nie zrobiłem/am nic (lub niewiele), żeby nasza relacja była udana".

7 komentarzy:

  1. To ta neoplatońska koncepcja z androgyne nic nie warta? A co z mesmeryzmem? Fluidów też nie ma? Łee, trochę mi smutno ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy podane przez Ciebie koncepcje są nic nie warte. Moim zdaniem, nie sprawdzają się, jeśli chodzi o relacje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale w "Ślubach panieńskich" sprawdziły się!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo to fikcja literacka.

    OdpowiedzUsuń
  5. W taki razie -jeśli kierując się wolnością mogę "wybierać", to na każdym etapie życia małżeńskiego mogę "wybrać" rozwód, no i "wybrać" inną z setek osób na kolejny etap życia,a po jakimś czasie znów zmienić swój "wybór" itd.itd...
    W Anglii odsetek rozwodów wzrósł wraz z upadkiem usługowości-gdy ludzie przestali naprawiać rzeczy(np. przestali cerować skarpety kierując się myślą "po co naprawiać, lepiej wyrzucić i kupić nową parę") przestali naprawiać swoje relacje w myśl słów piosenki "zamienię Cię na lepszy model". Nie ma mody na pracę nad relacją, bo to żmudne i trudne. A tak z innej beczki w 2010r. w Warszawie 49% małżeństw rozwiodło się :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety, ale tak to widzę. Możliwość wyboru oznacza, że ktoś może wybrać rozwód, czy życie z inną osobą. Pytanie tylko, czy to rozwiąże jego problemy w relacji, czy da jedynie chwilowe poczucie ulgi. (Znam kobietę, która miała kilku mężów i z każdym się rozwiodła, bo znalazła w nim jakiś feler.)Dlatego ktoś określił tę możliwość jako "nieszczęsny dar wolności". Korzystanie z niego tak, aby nam wyszło na zdrowie wymaga mądrości i myślenia o konsekwencjach naszego wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  7. łał, jakiś nowy "anonimowy" - chyba muszę się ujawnić ;-)

    no i wracając do tematu - fikcja literacka może być prawdopodobna i nieprawdopodobna; ja wierzę, że te literacke historie (Julie, Izoldy, Tristany, inne takie) są jednak prawdopodobne

    OdpowiedzUsuń