środa, 9 lutego 2011

Nasz człowiek w USA. Dlaczego woli Stany?

Poniżej zamieszczam post Marleny, która obecnie przebywa w Stanach i znalazła chwilę, by go napisać. Zapraszam do komentowania.
Poproszono mnie o podzieleniu się wrażeniami z pobytu w Stanach. Może nie tyle wrażeniami, co ocenieniem różnic pomiędzy Polską a Stanami Zjednoczonymi. Różnic jest tak wiele, że po opisaniu każdej z nich, co dla niektórych mój post mógłby okazać się nudny... Wolę nie ryzykować, więc skupię się zaledwie na kilku ważnych różnicach jakimi są: pozytywne myślenie, wiara w siebie i szacunek dla innych. Ameryka uczy mnie tego. Społeczeństwo jest bardzo otwarte na młodych ludzi i - w przeciwieństwie do naszego kraju - tutaj wszystko jest na "tak".
W moich kontaktach z ludźmi, zawsze podkreślam moje pochodzenie i zawsze dodaję: „I'm very proud to be Polish”. Taka jest prawda. Lecz prawdą jest również fakt, że ... nie chciałabym wrócić do Polski jako miejsca zamieszkania. Nie wiem czy ta decyzja kwalifikuje mnie już jako pretensjonalną osobę wyzutą z patriotyzmu?! Nie mniej podtrzymuję swoje zdanie.
Mieszkam w Stanach zaledwie 7 miesięcy i doświadczyły mnie zarówno pozytywne, jak i negatywne uroki bycia tutaj. Aczkolwiek California (bo w tym Stanie obecnie mieszkam) daje tak wiele możliwości rozwoju, pogłębiania swoich zainteresowań, wypróbowania nowych zamiłowań, o co w Polsce jest naprawdę ciężko. Pracując po studiach za najniższą krajową pensję w Polsce można sobie pozwolić zaledwie na karnet na siłownię i raz w miesiącu na wyjście do kina. Dobre i to... Jeśli w doborowym towarzystwie, to też to może być fajnie spędzony czas:)
A ile takich fajnych chwil oferuje nam życie w Stanach? Wiele, naprawdę mnóstwo. Pracując za najniższą krajową w Californii (mimo, ze jest jednym z najdroższych do życia stanów w USA i obecnie tkwi w kryzysie gospodarczym), możesz sobie pozwolić na wypróbowanie siebie w rożnych dziedzinach sportu, kultury, rozrywki i po takich doświadczeniach mieć swoje hobby, które naprawdę uwielbiasz. Nie wspominam oczywiście o wyjściach do kina, o uprawianiu jogi, o wyjściu na siłownię, basen czy o spotkaniach z przyjaciółką w meksykańskiej restauracji, popijając cadilac margheritę:). Te wszystkie rzeczy robię kilka razy w miesiącu. No, z tą jogą jest różnie:/ Wolę chyba bardziej aktywny sport i zaczynam uczyć się surfować (po internecie już potrafię, teraz czeka mnie większa fala:)) Życzycie powodzenia? Dziękuję. Wiem, że się uda:)
Następny gościnny post (jeśli blogowiczka pozwoli) będzie o moich nowych doznaniach w sferze zainteresowań i dalszych poszukiwania tego, co uczyni mnie bardziej szczęśliwym człowiekiem. Zboczyłam trochę z tematu, więc się naprostowuję... Myślę, że wartym opisania jest także pierwszy kontakt z Amerykaninem. Pierwszy kontakt jest kontaktem wzrokowym, lecz w kolejnej sekundzie następuje powitanie i pytanie w jednym: "Hi, How you are doing?”. Może na początku jest to frustrujące (sama zastanawiałam się, ile razy w ciągu dnia można odpowiadać: "Good, thank you. How are you?" i tak do znudzenia...), ale po kilku miesiącach pobytu w Stanach uwielbiam ten pierwszy i jakże fajnie fałszywy dialog:) Co zyskują Polacy na tym, że zwierzą się pani na przystanku, panu w autobusie, bądź sprzedawczyni w kiosku, że nie czują się dobrze, że kolejny raz coś doskwiera, że mąż znów się upił, a synowa to potwor nie człowiek? Czy czują ulgę opowiadając o swoim jakże beznadziejnym i smutnym życiu? Jakim prawem ci ludzie obarczają innych swoimi problemami? Jak mogą być aż tak egoistyczni? Czy Ci biedni słuchacze, którzy muszą wysłuchiwać - nie mając wyjścia (bo np. czekają w kolejce do lekarza) - wszystkich nazw chorób, jakie posiada pani X i przy tym nazw leków, które musi brać wraz z zaleceniami?
Dlaczego w mentalności amerykańskiej taki stan nie ma miejsca? A jeśli coś takiego by się pojawiło, to taką osobę szybko się eliminuje, uznając za szaloną.
Życie w USA uczy mnie pozytywnego patrzenia na świat, otaczających mnie ludzi, motywuje do działania, do kreowania siebie jako aktywnego i pełnego pomysłów człowieka, do szukania w życiu tego czego chce, a nie tego co musi.
O ile w Polsce mój wiek już kwalifikuje mnie do bycia starą panną (w tym roku będzie 28 lat:)), tak tutaj nikomu na myśl nie przyjdzie zapytanie mnie o posiadanie męża ,a tym bardziej dziecka, bo przecież za młoda jestem, by takowy inwentarz posiadać:) Teraz to wiem:) I to właśnie sprawia, że uwielbiam Amerykę, Stany, Californię:). Natomiast te wszystkie negatywne odczucia związane z polską mentalnością, nie zmieniają faktu, iż jestem Polką i jestem z tego bardzo dumna.

10 komentarzy:

  1. Komentarz w dwóch częściach ze względu na ograniczoną ilość znaków - cz.1 ;-)

    Z uwagą przeczytałem „amerykański list” Marleny. Ciekawe refleksje. Niektóre sprawy widzę podobnie, inne zasadniczo nas różnią, ale po kolei.

    Zachwyt innym światem towarzyszył mi zawsze, gdy stawałem u jego progu. Później było różnie. W dzieciństwie i czasach szkolnych moim lepszym światem były państwa, które już nie istnieją: NRD i Czechosłowacja. Świat dobrobytu, który w dziecięco-naiwnym spojrzeniu był prawie rajem – lemoniada, gumy do żucia, kolorowe ubrania sportowe, buty, inne takie. Wyjazdy na tzw. zachód zaczęły się dopiero na studiach i trwają do dzisiaj. Zawsze wracałem jednak do Polski jako (mówiąc za Wolterem, ale bez jego kpiny) tego „najpiękniejszego z możliwych światów”.

    „Pozytywne myślenie, wiara w siebie i szacunek dla innych” – wszystkie te cnoty są udziałem mojej codzienności od czterdziestu jeden lat. Uczy mnie tego Polska. I to ta prowincjonalna. Nauczyła mnie tego moja rodzina, moi wielkopolscy i pomorscy dziadkowie i rodzice. Z perspektywy czasu nie widzę w ich stylu życia niczego, co zaprzeczałoby wymienionym cechom. Nie idealizuję świata. Wydaje mi się, że wszędzie jest taki sam i ludzie tacy sami.

    „Społeczeństwo jest bardzo otwarte na młodych ludzi”. Nie zauważam dyskryminacji młodych w Polsce. Ciekawi mnie co czytają, czego słuchają i co jest dla nich ważne. Często uczę się wiele od tych, którzy odbywają u mnie zawodową praktykę i mówię im o tym. Moi absolwenci zakładają firmy, podróżują, żyją. Jedni lepiej, inni gorzej. Wielu wraca do naszej małej miejscowości. Tzw. „otwartość” nie zależy chyba od nacji tylko po prostu od tego, jakim się jest człowiekiem.

    Pieniądze. Trudny temat. Wszyscy wiemy dlaczego poziom życia w Polsce ciągle odstaje od tego, który znamy np. z Europy Zachodniej. Nie znam nikogo kto powiedziałby, że ma dosyć pieniędzy. „Przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej” powiedział Norwid, te słowa brzmią bardzo aktualnie. Urodziliśmy się właśnie tu i ciągle jesteśmy w sytuacji mało stabilnej, przypominającej trochę świat Polaków międzywojnia. Dzisiaj idealizowany, a wtedy dla wszystkich bardzo trudny, nie tylko ze względów ekonomicznych, ale także politycznych. Rzeczywiście, żeby realizować swoje pasje trzeba pracować dużo. Czy tak nie jest wszędzie? Mimo, że moja profesja jest nędznie opłacana to jednak wystarcza mi środków, by rozwijać się, podróżować, kupować książki, oglądać filmy i np. pojechać do Zakopanego, by stwierdzić, że Teatr Witkacego ciągle nie może odzyskać dawnej formy, itd. Chociaż mieszkam na prowincji staram się nie być prowincjuszem. Oczywiście pracuję dużo więcej, szukam nowych możliwości zarabiania. Na razie to się udaje. Na swój użytek myślę sobie, że wysiłek z jakim trzeba żyć w Polsce dodaje nam fantazji a naszym czynom wartości.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jeszcze kilka słów, czyli cz. 2

    „Czy czują ulgę opowiadając o swoim jakże beznadziejnym i smutnym życiu? Jakim prawem ci ludzie obarczają innych swoimi problemami? Jak mogą być aż tak egoistyczni?”. Chcesz powiedzieć Marleno, że to taka polska norma? Dla mnie to nie jest problem. Mieszkam w małej miejscowości. Znam mieszkańców i oni znają mnie. Idąc przez miasto wielokrotnie mówię „dzień dobry”. I naprawdę wolę to od anonimowości wielkiego miasta. To jest moja mała ojczyzna. Niedawno czekając na lekarza rozmawiałem z kobietą w wieku babcinym. Opowiedziała mi całą historię swojego życia. Poznałem jej skomplikowane losy, historię dzieci, opinię o ich małżonkach (sic!) a na koniec powiedziała jak wiele zawdzięcza lekarzowi, na którego czekaliśmy i że codziennie modli się za niego. Było to raczej wzruszające niż męczące. Lubię ludzi. Lubię te niespodziewane i spodziewane spotkania. Smutek i cierpienie innych nie powoduje we mnie smutku, raczej staram się wzbudzić w sobie taką gotowość do bycia w tym momencie tylko dla tego człowieka i nie ważne z jakich przyczyn wybrał mnie na powiernika swoich trosk. Jeżeli ktoś powoduje moje zniecierpliwienie najpierw pytam siebie, dlaczego tak się dzieje. Najpierw zrozumieć siebie, żeby być lepiej dla innych. Jeżeli kluczem do wszystkiego jest pokój, to trzeba szukać najpierw jego. Albo nauczyć się widzieć wszystko, nauczyć się właściwie patrzeć na rzeczy, zobaczyć dokąd prowadzą.
    Mój kolega, który mieszka w Nowym Jorku mówi, ze polska i amerykańska prowincja są takie same, że wielkie amerykańskie i polskie miasta są takie same. Nie wiem, ale może tu jest klucz, a nie w mentalności.

    Dlaczego nie wyjadę z Polski? Mam tu swój dom. Prosty stół i lampa, krąg światła na podłodze, czajnik i zasłony stały się dla mnie azylem, bezpiecznym schronieniem przed zimą, lodem na drogach. Chłód rosy na stopach, płatków śniegu na policzku, mordka szczeniaka, czasami parę dźwięków, ptak o świcie – to dziwne jak pewne małe, zwyczajne rzeczy głęboko przenikają do duszy. Dlatego chyba niespieszno mi w dalekie kraje – to co ważne i piękne mam tutaj.
    Czy znajdę w Twojej Ameryce dom, taki jak w ukochanej Białce? Z pochylonym dachem w zakopiańskim stylu, z mnóstwem świec i ciasteczek. Starą góralską chatę z kamienną podłoga w kuchni, piecem z zapieckiem, starymi garnkami i meblami. Cywilizacja zaznacza się tam jedzeniem z torebek (turystów) i przesadną ilością słodyczy poupychanych w kredensach.
    Czy będzie tam moje ulubione miejsce nad brzegiem polskiego morza, w którym niebo styka się z ziemią? Wkrótce wiosna, wiec znowu będzie można tam pobiec, potem stanąć po kostki w wodzie i patrzeć jak wschodzi słońce. I tyle. Bez zbędnych myśli.

    Marleno, pozdrawiam serdecznie – życzę Ci, żeby Twoje refleksje po następnych siedmiu miesiącach były podobne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi anonimowy,
    Dziekuje za komentarz do mojego “polskiego listu” i z gory przepraszam za pisownie, aczkolwiek moj laptop polskich znakow nie posiada.
    Piszesz: “„Pozytywne myślenie, wiara w siebie i szacunek dla innych” – wszystkie te cnoty są udziałem mojej codzienności od czterdziestu jeden lat. Uczy mnie tego Polska. I to ta prowincjonalna. Nauczyła mnie tego moja rodzina, moi wielkopolscy i pomorscy dziadkowie i rodzice.”
    Moge stwierdzic, ze jestes naprawde szczesciarzem, bo mnie ani miejscowosc, w ktorej sie wychowalam, ani rodzina, ani rodzice nie nauczyli owych cnot. Tym samym jest to dla mnie cos nowego, cos zjawiskowego, cos co sprawia, ze jestem szczesliwsza, pogodniejsza.
    Uwazam, ze dyskryminacja mlodych w Polsce jest i to nie zaprzeczalna. Po ukonczeniu studiow, jesli masz troche szczescia mozesz zostac “galernikiem”, poniewaz wiekszosc profesji okupuja pracownicy na emeryturze, badz rencisci. Absolutnie nie jest to ich wina, winni sa ludzie rzadzacy naszym krajem, nie dajadzych mozliwosci rozwoju mlodszym pokoleniom, a utrzymujacych w ryzach nieco starsze pokolenie, ktore musi pracowac do poznej starosci by miec na przyslowiowe leki.
    Piszesz: “Mimo, że moja profesja jest nędznie opłacana to jednak wystarcza mi środków, by rozwijać się, podróżować, kupować książki, oglądać filmy i np. pojechać do Zakopanego, by stwierdzić, że Teatr Witkacego ciągle nie może odzyskać dawnej formy, itd.”
    Zgadzam sie calkowicie z Toba, poniewaz nie trzeba wielkich nakladow, by poglebiac swoja wiedze poprzez zakup ksiazki, ogladanie filmow czy tez wyjazd do Zakopanego poza sezonem, gdzie w schronisku znajdzie sie miejsce dla Ciebie. Wystarczy troche checi i mozna zrobic naprawde duzo….lecz nie ze wszystkimi rzeczami jest podobnie. Bedac jeszcze w Polsce, mialam naprawde wielka ochote na wyprobowaniu siebie w roznych dziedzinach, poglebic swoje zainteresowania, lecz wszystko to co chcialam robic wymagalo sporych nakladow finansowych. Zyjac w Stanach, kupno nart, deski do surfingu, rolek czy uczeszczanie na lekcje jogi czy piltes nie obciazaja w znacznym stopniu mojego portfela.
    Piszesz: “Czy znajdę w Twojej Ameryce dom, taki jak w ukochanej Białce?” Napisales, ze masz kolege, ktory mieszka w Nowym Jorku…. Czy z takim samym sarkazmem odnosisz sie do niego jak do mnie piszac, iz jest to moja Ameryka, czy tez moj “amerykanski list”?
    Moze, gdybym miala w mojej Polsce “prosty stół i lampe, krąg światła na podłodze, czajnik i zasłony…” juz dzis kupilabym bilet i wrocila do moich przyjaciol, znajomych i rodziny.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy,
    pięknie opisałeś swoją małą Ojczyznę. Ja też czuję się dobrze w Polsce. Po prostu jestem tu u siebie. Jednak z perspektywy kilku zagranicznych doświadczeń widzę ograniczenia naszej polskiej mentalności. I nie mogę zgodzić się z Tobą, że świat "wszędzie jest taki sam i ludzie tacy sami". Kontakty z ludźmi innych narodowości pokazały mi, że nie. Różnimy się i to bardzo. Chodzi tu o takie narodowe DNA, które ujawnia się w naszych sądach, opiniach i podejściu do życia, do ludzi. Mówiąc inaczej: mamy zakodowane pewne stereotypy. Dlatego dłuższy pobyt w innym kraju sprawia, że zaczynamy patrzeć na siebie inaczej. I to, według mnie, zobaczyła Marlena. Stereotypy są łatwe i wygodne, ale też bardzo niebezpieczne. Ale kiedy wiemy, co i jak nas ogranicza, możemy coś z tym zrobić, żyć inaczej albo zdecydować, że tu, gdzie teraz jestem, jest dobrze. Kwestia świadomego wyboru.
    Piszę to, jako osoba oczarowana Bieszczadami i polską poezją. Jednak co jakiś czas ciągnie mnie na Zachód, żeby przewietrzyć swoje poglądy, podejście do życia i do ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowna Marleno,
    jeżeli sarkazm rozumiesz jako złośliwą ironię, drwinę lub szyderstwo to zapewniam Cię, że w moim komentarzu nie ma ani ironii, ani drwiny, no i szyderstwa. Twój list pomógł mi skonkretyzować odczucia związane z tematem. Za to bardzo dziękuję. W określeniach "Twoja Ameryka", czy "amerykański list" jest tylko zaznaczona perspektywa z której napisałaś – coś jak "Listy z podróży do Ameryki" Sienkiewicza. Tylko tyle :-)

    Aneto równie szanowna,
    Dla mnie Twoja odpowiedź jest zbyt ogólna. Powiedziałaś dużo, ale właściwie nie wiem do czego się odnieść. Proponuję, żebyś podała konkretny stereotyp (polski stereotyp), wtedy będzie jakiś punkt wyjścia do rozmowy.

    No i jeszcze (na chwilkę) zmienię temat. Aneta napisała, że jest "oczarowana polską poezją". Podejrzewam, że to oczarowanie jest udziałem wielu ludzi. Może czytelnicy zechcą gdzieś tu "wklejać" swoje ulubione wiersze. Stąd zakończę wierszem, "amerykańskim wierszem" Miłosza – "Dar". Amerykański, bo napisany w Berkeley i amerykański, ponieważ podmiot liryczny prezentuje duży dystans do samego siebie i świata; dystans w życiu bardzo pożądany bo sprawia, że rozmowa staję się wymianą myśli, perspektyw, chęcią poznania drugiego człowieka, a odmienny sąd, ocena nie jest atakiem tylko wzbogaca nasze rozumienie świata. Podoba mi się też forma tego wiersza – bardzo mało słów. Cnota dla mnie niedościgniona. Ciągle za dużo mówię. U Miłosza mało słów, a jak bardzo dużo treści.
    Pozdrawiam serdecznie!

    DAR

    Dzień taki szczęśliwy.
    Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
    Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium.
    Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
    Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.
    Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
    Nie wstydziłem się myśleć, że byłem kim jestem.
    Nie czułem w ciele żadnego bólu.
    Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.

    Berkeley, 1971

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy Czytelniku,
    jeśli chodzi o przykłady polskich stereotypów, wystarczy przypomnieć chociażby dowcipy zaczynające się: "Był sobie Polak, Rusek i Niemiec" (stereotypowe postrzeganie Niemców utrwalane jest np. przez film "Czterej pancerni i pies"). Inny przykład niepisanej normy: nie wypada się chwalić; jeszcze inny: nie wypada mówić, że się ma wystarczająco (dużo) pieniędzy aż po dyżurny motyw Matki-Polki. Czy słyszałeś, żeby ktoś powiedział w towarzystwie, że nie kocha/szanuje swojej matki? (Ja słyszałam. To dopiero była dyskusja! A jakie emocje...) Stereotypy są łatwe i wygodne, ale zazwyczaj krzywdzące. Znam ludzi, którzy podchodzą do różnych sytuacji, ludzi w bardzo otwarty sposób, pozbyli się uprzedzeń. Poradzili sobie z tym kodem. Ale wszyscy oni zrewidowali swoje postawy pod wpływem kontaktu z ludźmi o odmiennych poglądach i podejściu do życia, często po doświadczeniu dłuższego pobytu za granicą. Mówiąc metaforycznie: siedząc w studni, nie zobaczysz horyzontu.
    Warto oczywiście dostrzegać i doceniać to, co jest dobre i wartościowe w naszej polskości. I o czym tak pięknie napisałeś w swoim komentarzu. Nie będę się więc powtarzać.
    Napisałeś też: "odmienny sąd, ocena nie jest atakiem tylko wzbogaca nasze rozumienie świata". Podpisuję się pod tym obiema rękoma i nogami. Dlatego właśnie uważam, że warto podróżować i rozmawiać z innymi, bo - cytując ks.J.Twardowskiego - "gdybyśmy wszyscy po cztery jabłka mieli, nikt nikomu nie byłby potrzebny".

    OdpowiedzUsuń
  7. Szeptem: ciągle lubię oglądać "Czterech pancernych i psa" :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też :) Ale nie jestem już tak bezkrytyczna, jak wtedy, gdy chciałam być Marusią :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja chcialem byc Jankiem i pomoc H .Klosowi w walce z wrogiem ryzykujac wszystko .

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy Czytelniku, a jaki to ma związek z tematem postu?

    OdpowiedzUsuń