wtorek, 29 listopada 2011

Syndrom wzorowego ucznia

Pamiętacie jeszcze plakietki "wzorowy uczeń"? Dostawało się je w szkole podstawowej za wzorowe zachowanie i dobre/bardzo dobre wyniki w nauce. Czyli za stan "nie ma się do czego przyczepić". Byłam dumną posiadaczką tej odznaki. To był swego rodzaju sukces. Potem plakietki wyszły z obiegu, ja przestałam być wzorową uczennicą, choć cały czas utrzymywałam poziom "nie ma się do czego przyczepić".
Z moich obserwacji i doświadczenia wynika, że nasz system edukacji promuje wzorowość rozumianą jako pilność, grzeczność i posłuszeństwo. Taka postawa była też utrwalana przez nasz poprzedni ustrój i pewnie długo jeszcze w naszym kraju będzie się cieszyła powodzeniem. Kilka lat temu czytałam artykuł nt. wychowania dzieci w Polsce i na Zachodzie oraz w Stanach. Zwróciłam uwagę na wyniki badań, które wykazały, że podstawowe pytanie polskich rodziców odbierających dzieci z przedszkola czy szkoły dotyczy tego, czy były grzeczne i czy wszystko zjadły. Rodzice w USA pytają swoje pociechy o to, czy dobrze się bawiły. Tak, u nas nauczyciele i rodzice cenią sobie przede wszystkim grzeczne dzieci... Któregoś dnia, po powrocie ze szkoły moja córka, ciężko wzdychając, powiedziała, że gdyby pani od przyrody chciała rozmawiać, to ona zapytałaby ją o... (i tu posypały się pytania, które nurtują moje dziecko, a na które nie uzyskała odpowiedzi). Ta mała już wie, że lepiej nie pytać, żeby nie denerwować nauczycielki. Trening już się zaczął...
Takie podejście przejawia się potem również w środowisku pracy. Wokół pełno jest osób, które można określić jako 'bmw' - bierny, mierny, ale wierny. Ba, takie osoby są cenione, bo są określone jako "niekonfliktowe". (Tak na marginesie: trzeba odróżnić konfliktowość od pieniactwa; ale to temat na odrębny post:.)
W czasie, kiedy potrzebujemy innowacyjnych ludzi, taka postawa jest nagminna, co kiepsko wróży postępowi. Ale jest za to bardzo mocno utrwalona. Oczywiście, są tez osoby bardzo twórcze, przedsiębiorcze i odważne, ale chyba nie będzie zbytnim uogólnieniem stwierdzenie, że to nie są GRZECZNI (w znaczeniu: posłuszni)  ludzie. Zapewne chęć odreagowania dziesięcioleci takiego treningu była m.in. przyczyną sukcesu książek z cyklu "Grzeczne dziewczynki nie awansują".
Niedawno uświadomiłam sobie, że choć formalną edukację zakończyłam już dawno, to wciąż w swoich własnych oczach chcę zasługiwać na tytuł wzorowej uczennicy. Próbuję być bardzo dobrą matką, żoną, pracownicą, trenerem itd. I jeszcze zachowywać równowagę między różnymi dziedzinami życia. To wielki wysiłek. Patrząc wstecz, widzę, jak wiele energii mnie to kosztuje. Być może to skłonność do perfekcjonizmu nie pozwala mi odpuścić, pobyć od czasu do czasu "gorszą". Uczę się akceptacji tego, że czasem coś mi nie wyjdzie, że nie wszystko jestem w stanie zrobić perfekt. Od wielu lat "zmagam się" z pieczeniem ciast. Z najprostszego przepisu potrafię zrobić totalną klapę. Po którejś kolejnej nieudanej próbie (ciasto drożdżowe rosło mi już w trzech garnkach w piekarniku - chyba dałam za dużo drożdży) moje dzieci stwierdziły, że kiedyś napiszą książkę o moich wypiekach. Zakalce, ciasta z serkiem topionym zdecydowanie nie mieszczą się w moim obrazie wzorowej gospodyni domowej... I to jest dla mnie czas, aby to zaakceptować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz